Recenzja filmu

Słoneczna aleja (1999)
Leander Haußmann
Alexander Scheer
Alexander Beyer

Słoneczna aleja pod Murem

Po przeszło dziesięciu latach od czasu upadku Muru Berlińskiego, niemieccy twórcy filmowi wciąż podejmują ważki i niełatwy dla swoich rodaków temat, opisując konsekwencje narzuconego,
Po przeszło dziesięciu latach od czasu upadku Muru Berlińskiego, niemieccy twórcy filmowi wciąż podejmują ważki i niełatwy dla swoich rodaków temat, opisując konsekwencje narzuconego, długoletniego podziału kraju na dwa odrębne państwa i dwa odrębne narody. Podczas zakończonego niedawno Warszawskiego Festiwalu Filmowego, zaprezentowano aż trzy produkcje, traktujące o tym drażliwym zagadnieniu i o tych trudnych czasach: "Legendę Rity" Volkera Schlondorffa, "Nie ma dokąd iść" Oscara Rohlera i właśnie "Słoneczną Aleję" Leandera Hausmanna.Ta po części nostalgiczna, a po części tragiczna komedia różni się jednak od pozostałych obrazów perspektywą spojrzenia, główny nacisk kładąc na prezentację młodzieżowej kultury w czasach rozkwitu totalitarnych rządów NRD. Akcja rozgrywa się w latach 70-tych, na berlińskiej Słonecznej Alei, po wschodniej części Muru. Oglądamy grupę wkraczających w dorosłość przyjaciół - niepozornego i niespecjalnie urodziwego Michę (Alexander Scheer), mogącego stanowić przykład antybohatera, który do szaleństwa kocha się w pięknej i uwodzicielskiej Miriam (Theresa Weisbach), zbuntowanego Mario (Alexander Beyer), zwariowanego na punkcie muzyki Rolling Stonesów Wuschela (Robert Stadelhober) i parę innych postaci, które wbrew okolicznościom usiłują zachować margines swobody właściwy niczym nieskrępowanej i spontanicznej mentalności młodych ludzi. Wszechobecna i wkraczająca we wszystkie dziedziny życia polityka, ingeruje także w ich egzystencję - bliskość Muru, stanowiącego granicę między dwoma światami, rozmowy toczące się nieustannie w domu Michy, którego matka, znalazłszy zielony paszport, umożliwiający emerytom przekraczanie granicy, z zapałem oddaje się zabiegom kosmetycznym mającym przemienić ją błyskawicznie w staruszkę, spotkania pionierów, obsesja dorosłych na punkcie czających się wszędzie agentów Stasi i rozliczne paradoksy, nierozłącznie związane z dojrzewaniem w tak dziwnych czasach. Stopień jednakże zaangażowania nastoletnich bohaterów w tzw. walkę z systemem, mimo uświadomienia sobie (a jakże) jej konieczności, jest różny, a wyraża się głównie w sprzeciwie wobec zakazu słuchania zachodniej muzyki, przejmowania zachodniego stylu bycia - swobody obyczajowej, spontaniczności i niezależności myślowej (często zresztą naciąganej i wydumanej, jak choćby w przypadku udającego egzystencjalistę Mario) oraz w wypisywaniu na szkolnej tablicy haseł w stylu: "Partia napletkiem klasy robotniczej". Właśnie dzięki odejściu od kreowania ponurych wizji komunistycznego ucisku w krajach bloku wschodniego oraz przejęciu perspektywy widzenia młodych ludzi, którzy choć wychowani w reżymie, zdołali zachować iście ułańską fantazję w organizowaniu sobie czasu wolnego (włączając w to mozolne próby sporządzenia narkotykowej substancji na bazie bielunia), udało się reżyserowi uchwycić specyfikę tamtych czasów i wyeksponować paradoksy ówczesnej rzeczywistości. Przesiąknięta absurdem zimnej wojny, atmosfera NRD-owskiej codzienności, splata się w tym obrazie z żywiołowością kultury licealistów, składając się na portret świata, który odszedł już w przeszłość. Wrażenie pewnego odrealnienia niektórych zdarzeń, czy dialogów - wynikające wyłącznie z nonsensowności i anomalii ówczesnej sytuacji, pozwoliło uchwycić dziwny klimat tamtej epoki i tamtego miejsca. Humor i dynamizm zaś zdecydowały o oryginalności wizji Siłą tej cudownie lekkiej, zabawnej i dowcipnej, a jednocześnie błyskotliwej komedii, w niewymuszony sposób wykpiwającej nonsensy socrealistycznej rzeczywistości są, poza konstrukcją scenariuszową i interesującym stylem ujęcia problemu, aktorzy. Młodzi, nie skażeni gwiazdorską manierą, autentyczni w odtwarzaniu zróżnicowanych postaw oraz w kreowaniu wizerunków dojrzewających do podejmowania najważniejszych w życiu wyborów i decyzji ludzi, przyczyniają się do uwiarygodnienia reżyserskiej wizji Wszystko to składa się na inteligentny, unikający moralizatorstwa i stroniący od nudnawej martyrologii wizerunek pewnego pokolenia, a raczej pewnego świata, który przeminął 9 listopada 1989 roku.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones